
Pamiętam mój udział w pierwszej poważnej sesji zdjęciowej do jednego z kobiecych magazynów, gdzie dawno temu odbywałam staż. Przydzielono mi zadanie wyprasowania delikatnej jak mgiełka sukienki z falbankami dla pewnej gwiazdy, i to takiej z prawdziwego zdarzenia, którą trudno namówić na wywiad, a co dopiero na sesję. Dostępne w studiu tradycyjne żelazko niestety nie poradziło sobie z zadaniem. Tkanina zaczęła błyszczeć się, a ja próbowałam zatuszować efekty nieudanego prasowania. Wiele lat później uczestnicząc w innych sesjach zdjęciowych, chociażby mojej marki czy obserwując kulisy przygotowań do pokazów mody, sprawa prasowania wyglądała już zupełnie inaczej…
Bo pojawił się ON – prasowacz parowy, który zmienił na zawsze pracę stylistów i ułatwił życie chyba nam wszystkim. Tak jak kiedyś, prasowanie było moją zmorą, dziś, spiesząc się na spotkania wciąż udaje mi się w kilka minut wyprasować wygniecioną koszulę. Bez wyciągania z szafy deski do prasowania i walki z niechcianymi “kantami” na rękawach.
Dlatego kiedy Steamaster – producent profesjonalnych prasowaczy parowych odezwał się do mnie z pytaniem, czy nie chciałabym przetestować ich wersji modelu dla wymagających, odpowiedziałam, że bardzo chętnie. Zwłaszcza, że zawsze polecam Wam na blogu inwestowanie w dobrej jakości ubrania, które wymagają nieco większej atencji w dbaniu o nie. Na zniszczenie narażone są zwłaszcza tkaniny delikatne jak na przykład jedwabie, wełny, żakardy czy również koronki, a nawet cekiny. Podstawą jest odpowiednie ich przechowywanie, czyszczenie oraz właśnie prasowanie.
Nie ukrywam, że największym problemem dla mnie było zawsze prasowanie falbanek. I to nie tylko od czasu słynnej sesji z kreacją dla znanej aktorki. Znacie moją słabość do jedwabnych koszul. Wiele z nich posiada misternie wykonane aplikacje, powlekane guziki czy kaskadowo naszyte falbanki, które ciężko wyprasować. Jednak mój nowy przyjaciel świetnie radzi sobie zarówno z normalną, codzienną odzieżą, jak i modowymi perełkami.
Dla przykładu koszula polskiej marki, wykonana z doskonałej jakości jedwabiu, którą już widzieliście na blogu. Po wypraniu na falbankach widać zagniecenia. Wystarczy dosłownie kilka ruchów prasowaczem, by wyglądała jak nowa.
Nie muszę obawiać się niewłaściwie dobranej temperatury. Steamaster posiada elektroniczny wyświetlacz, gdzie same dobieramy moc pary w zależności od potrzeb. Po włączeniu urządzenie gotowe jest do pracy w 45 sekund!
Solidna konstrukcja oraz trwała i miedziana grzałka sprawdzą się nawet przy częstym użytkowaniu. Zmontowanie prasowacza jest również dziecinnie proste. Dodatkowo mój model wyposażony jest w składany wieszak z “żabkami”, na których można zawiesić spodnie czy spódnicę. Przydatnym dodatkiem jest również szczotka do prasowania “na kant”, która ułatwia odświeżanie i czyszczenie tkanin.
Na koniec dodam tylko, że posiadam jeszcze jeden prasowacz parowy, innej marki. Przed jego zakupem przeczytałam sporo pozytywnych komentarzy w sieci. Jednak porównując teraz, Steamaster o wiele delikatniej obchodzi się z tkaninami. Jego szybkość oraz elegancki design również oceniam na plus.
Jeśli macie jakiekolwiek pytania dotyczące tego modelu Steamaster EM-303 czy w ogóle pielęgnacji tkanin, piszcie śmiało w komentarzach.