
Standardowe zakupy w galerii handlowej i stały punkt programu – drogeria. Cel: poszukiwanie naturalnej pomadki w jakimś twarzowym kolorze. Mój zrezygnowany wzrok zauważyła pani konsultantka marki Dior, która wzięła sobie za cel, by coś mi sprzedać. Grałam dość oporną klientkę, choć swoim profesjonalizmem już dawno mnie kupiła – ja głównie marudziłam, ale ona była naprawdę przekonująca.
– Różowy, dla mnie??? – spytałam z grymasem, kiedy wybrała dla mnie kolor pomadki. Na różowy generalnie reaguję jak diabeł na święconą wodę, choć fakt, zależy jeszcze o jaki różowy chodzi. W każdym razie, stwierdziłam, że OK, spróbuję. W końcu to ona jest profesjonalistką w temacie, więc pewnie lepiej wie, w jakim kolorze będę wyglądać jak milion dolców. Nie wiem, czy miała rację, ale przekonała mnie. Na koniec dodała, że różowy to kolor szczęścia – a przynajmniej tak mawiał pan Christian Dior, który uważał, że każda kobieta powinna mieć zawsze na sobie coś różowego.
Oczywiście, marketing, marketingiem, ale do zakupu nie doszłoby, gdyby pomadka naprawdę mnie nie zachwyciła. A faktycznie tak było – jej największą zaletą jest nie tylko atrakcyjny kolor, ale fakt, że rozprowadza się jak masełko i zostawia tzw. efekt zwilżonych ust. Jak przeczytałam potem konsystencja pomadki Dior Rouge Baume (Rose Rose nr 568) ma dziesięciokrotnie większą zawartość naturalnych substancji pielęgnacyjnych w porównaniu z tradycyjną szminką. Idealna na co dzień i tego właśnie szukałam. A czy przynosi szczęście? Nie wiem, ale na pewno sprawia, że czuję się w niej kobieco i pięknie:)
A jakim kolorem Wy najchętniej malujecie usta na co dzień?